sobota, 31 maja 2014

Man in black

W USA samorząd wygląda nieco inaczej niż  u nas. Jestem pewna, że jest odmian co najmniej tyle co stanów, więc opiszę jak to wygląda w Sandy High. Pod koniec każdego roku szkolnego odbywają się wybory do ASB - Associated Student Body na następny rok. W skład ASB wchodzi school president, VP czyli vice- president i jeszcze jakieś 2-3 osoby. Poza ASB, wybiera się także osoby na reprezentatów każdej z klas - freshman, sophomore, junior, senior. Nie ma "trójek klasowych". Budżety przyznaje się na rocznik. Do tego wszystkiego dochodzi Leadership. Jest to klasa (lekcja) podczas 1st period, do której możesz się zapisać tak samo jak do drama czy choir. Wygląda bardzo dobrze na resumee, bo angażuje w jakąkolwiek formę "school spirit" czy "leadership skills". Robią tam filmiki, posters, planują akcje charytatywne, zajmują się organizacją szkoły z punktu widzenia uczniów.
Jednym z corocznych events organizowanych przez leadership jest tzw. Decades. Wygląda to tak: freshmeni dostają lata 70., sophomorzy 80., juniorzy 90., a seniorzy od początku wieku w górę. Przez parę tygodni (w rzeczywistości jest to jakieś 5 dni, wszyscy wiemy jak to nastolatkowie się wybitnie organizują) zbieramy się i opracowujemy 6-minutową choreografię do najbardziej znanych piosenek z dekady, ale tak, aby piosenki nie powtarzały się z ostatnich lat. Jest to naprawdę świetna sprawa. Mimo tego, że jestem seniorem, zebrałam się z juniorami, bo to tam mam najwięcej znajomych. Jak się okazało więcej osób się tym przejęło niż myślałam, bo w moich senior classes przez resztę dnia ze mną nie chcieli rozmawiać.

Tutaj jest filmik, niestety tylko z junior decades, ale tylko taki znaleźliśmy.

W czwartek zaraz po decades odbył się senior skip day, czyli parking generalnie na wpół pusty. Z racji tego, że na 1st period Hailey miała test, wyszłyśmy z klas w połowie lekcji. Pojechałyśmy na śniadanie do miasta....i wróciłyśmy przed 5th period bo był to pierwszy dzień mojego Anatomy final. Jest to dysekcja kota (szczerze powiedziawszy dziwnie to brzmi, ale tak mi słownik przetłumaczył dissaction). Pracujemy w parach przez 1,5 tygodnia. I choć brzmi to odrobinę nieracjonalnie, jest to naprawdę ciekawe doświadczenie.
Wieczorem tego dnia przyleciała moja przyjaciółka Julia z New Jersey, więc spać nie poszłyśmy do 4 nad ranem - sleep is for the weak. W piątek nie miałam szkoły, hehe, więc poszwędałyśmy się z razem z Hailey po Sandy (większość dnia spędziłyśmy po prostu na gadaniu) a wieczorem poszłyśmy na Neighbors do kina. Widziałam to już wcześniej z Jamie, ale w końcu jest tam Dave Franco, więc szkody mi to nie zrobi...W sobotę, jak już się obudziłśmy, pojechałyśmy do Portland, na Hawthorne. Julia miała dokładnie takie same wrażenia jak ja, kiedy pierwszy raz tam pojechałam więc, śmieszie było to przeżywać jeszcze raz. Wieczorem poszłyśmy na sztuke Hailey do szkoły, a potem na cast party do Dillona. Musiałyśmy wrócić o 7 nad ranem na śniadanie z dziadkami Hailey i potem całą rodziną, razem z Julią, pojechaliśmy na plażę. Jestem ogromnie wdzięczna za to, że Julia do mnie przyjechała. Odwiozłyśmy ją w poniedziałek rano na lotnisko (miałyśmy wyjechać o 4:15 a obudziłyśmy się dosłownie minutę przed tym, nic nowego), więc jak już się położyłam z powrotem spać, to nie wstałam do 13.



Pierwszy dzień jaki szliśmy do szkoły to wtorek, więc w poniedziałek poszłam na noc do Jamie. Razem z Anthonym mniej więcej tam mieszkamy, więc jak pada pytanie czy zostajemy na noc, to odpowiedź zazwyczaj brzmi "maybe". Jak minęła 3 w nocy, Anthony stwiedził,  "I guess I'll stay the night". Nie położyliśmy się spać do 4, grając przez 3,5h w "Clue" z moimi mizernymi próbami wygrania (po conajmniej 23 grach w końcu wygrałam następnego dnia). 
Przez ten długi weekend spałam po 3/4h na noc, więc w środę miałam najgorsze doświadczenie życia próbując wstać, ale... co to dla nas bohaterów ;)




Okej, ci państwo w vanie mieli dokładnie takiego samego malucha na przyczepie. Cutest thing ever.


wtorek, 20 maja 2014

it's gonna be the night to remember

Od tygodni nie było dnia bez rozmowy o wielkiej sobocie, na którą czeka większość juniors i seniors. Codziennie widziałam co najmniej pięć nowych sukienek, fryzur, zdjęć pod tytułem "how he asked me", czy podekscytowanych freshmen zadających miliard pytań związanych z czymś, czego w tym roku nie doświadczą. Na parkingu stały samochody poobmazywane farbami z wielkimi literami ułożonymi w jedno magiczne słowo. Prom. Jedna z największych nocy w roku szkolnym.
U mnie zaplanowane nie było prawie nic. Rezerwacje w restauracji zrobiliśmy 24h przed samym wydarzeniem (po telefonach do 6 innych miejscówek i otrzymaniu informacji, że są "full").
Jak już pisałam, sukienkę kupiłam niecały miesiąc temu, więc to już mogłam odhaczyć z listy. Do paru godzin przed balem nie wiedziałam jednak co zrobię ze swoją twarzą i włosami, co dla większości dziewczyn, było wręcz niewyobrażalne. Pół szkoły chodziło z tzw. "fake nails", które tutaj są niesamowicie popularne, a w Polsce mówi się na nie poprostu tipsy. To samo pół przybrało prawie pomarańczowy kolor na rzecz spray tan (na które intensywnie byłam namawiana). Żeby dać jakikolwiek obraz całej prom obsession: jedna dziewczyna kupiła 5 sukienek w różnych kolorach, bo nie wiedziała, którą wybrać. A pamiętajcie, że przeciętnie typowe prom dresses kosztują miedzy $60 - $xxx .
Dwa tygodnie przed balem wróciłam do domu z Joey i Hailey. Hailey nie widziałam przez cały dzień, ale jakoś nie skojarzyłam o co chodzi. Poszłam do pokoju...i weszłam w całe morze balonów i srebrnych pasemek nie wiadomo czego (co do tej pory przykleja mi się do stóp i jest roznoszone po całym domu) i peanut butter chocolate cupcakes razem z listem na łóżku. W taki to sposób Anthony zaprosił mnie na prom. Śmieszna sprawa, dzień później zaprosił mnie jego kolega Blake, z którym codziennie siedzę podczas lunchu, ale co miałam zrobić...
W piątek wieczorem ja, Katy i Brindle zostałyśmy na noc u Jamie z planem wybrania się ok. 9-10 rano w sobotę do mnie. No więc,sztywno trzymając się planu, jak już się obudziłyśmy przed 11, to o 13 wylądowałyśmy w moim domu, z wcześniejszym przystankiem w sklepie, żeby na parę godzin przed balem znaleźć jakieś buty dla Katy.
Jamie generalnie jest sophomore, ale Katy ją zaprosiła. W międzyczasie Katy zeszła się z Samem, który już na prom był umówiony z Olivią, więc śmiesznie wyszło.
Jako, że Hailey zdecydowała, że na prom nie idzie, miała czas żeby mnie ogarnąć. Hailey potrafi zrobić z włosami co tylko sobie zapragnę. Teoretycznie pole do manewru miałam szerokie, ale moje włosy silnie ograniczają kreatywność, chyba, że bal się zacznie i skończy w 20 minut, za nim cokolwiek na mojej głowie oklapnie. Wszystko zajęło nam ok. 3h, a dosłownie połowa tego czasu poszła tylko na moją fryzurę. Make upu jednak na co dzień nie noszę, więc na bal wszystko było dość delikatne i niepracochłonne.

1. Brindle, ja, Jamie, Anthony, Sam, Katy, Dalton

O 16 miałyśmy spotkać się z mamą Katy, więc o 16:30 wyszłyśmy z domu i jeszcze zajechałyśmy do Jamie. Amerykańskie podejście jednak nikomu humoru nie psuje.  Zrobiliśmy miliardy zdjęć i w końcu na dwa samochody pojechaliśmy do wietnamskiej restauracji z najlepszą na świecie mrożoną kawą. 
Prom sam w sobie zaczął się o 20. Miejscówka, tzw. venue, najcudowniejsza jaką mogłam sobie wyobrazić. Sala balowa, sala chłodniejsza niż wszystkie inne, z mocniejszą wentylacją, sala na zdjęcia, sala na posiedzenie sobie, sala na postanie i porozmawianie, sala dla czarodzieja czy jak to się tam nazywa. Wyglądało to jak wielopokojowy apartament. Theme - 007, James Bond. Rozmawiałam z ludźmi, z którymi na co dzień nie rozmawiam, wszyscy byli niesamowicie socjalni. Przez pierwszą godzinę stałam i podziwiałam wszystkie sukienki. Każda dziewczyna wyglądała naprawdę pięknie (nieważne, czy miała klasyczne rozcięcie w sukience na nodze w stylu 007, czy była ubrania w neon orange).


Wszyscy się dobrze bawili. W sali balowej przez cały czas było co najmniej 150 osób, biletów było sprzedanych ponad 400. Trwało to od 20-23. Nie ma żadnego "that's your last dance" czy "okay, one more". DJ gra jedno po drugim po czym w pewnym momencie oznajmia: that was your prom 2014. Więc na twarzach wszystkich exchange students malowało się jedno wielkie wtf. 
Na resztę nocy pojechaliśmy do Katy, way the hell out of Portland. Ja, Jamie, Katy, Dalton, Anthony i Brindle. Około 2 przyjechała Hailey na parę minut. Odwiozła brata Katy, Aarona do domu, pytała o prom itd. ale najbardziej to się chyba martwiła o moje włosy. Zignorowałam ją jednak do tego stopnia, że nawet nie wiedziała, że nie spałam, bo byłam zmęczona tak, że nie była w stanie złożyć zdania , więc nawet przestałam próbować. 
Sama nie wiem co jest lepsze - prom night, czy same przygotowania. High School Musical 3, Prom czy 10 Things I Hate About You trochę ujmują wygląd całego wydarzenia. Nie oczekiwałam jednak tak wiele jak dostałam. Wszystko było przygotowane perfekcyjnie i nawet nie wiem do czego mam się przyczepić.
Było to jedno z moich najlepszych doświadczeń jako foreign exchange student.  Ludzie idą, bo chcą się bawić. Nikt ich nie zmusza. Nie ma osób podpierających ściany. Poza tym, cena $35 za sam wstęp dla wielu nastolatków stanowi poświęcenie, nie wspominając o kosztach prom dinner, suits & dresses, transportu i corsages dla dziewczyn...


czwartek, 17 kwietnia 2014

only hate the rode when you're missing home

Jak foreign exchange students powszechnie wiedzą, wymieńca w pełni zrozumie tylko inny wymieniec. Normalnie w ciągu roku nie spędzałam nadmiernej ilości czasu z innymi wymieńcami, skupiając się głównie na kontaktach z Amerykanami - aż do tej pory.
W piątek niestety ominęłam szkołę (teraz to tak trochę pół żartem, pół serio, bo jest środa a ja się jeszcze nie mogę pozbierać po jednym dniu nieobecności) i o 10 rano razem z Beatrice z Włoch i Carlottą z Niemiec zapakowałyśmy się do vana naszej koordynatorki, po drodze porywając Sylvię z Chin, Linh z Vietnamu i Martina ze Słowacji. Po 6h dotarliśmy do celu (bez wizyty w centrum handlowym się nie obyliśmy, więc podróż zajęła nam całą wieczność), nad Devil's Lake w okolicach Lincoln City, przy plaży.
Mieszkaliśmy w paruosobowych domkach, ja z Beatrice, Carlottą, Linkh, Sylvią i dziewczynami z Japonii. Poza tym było dużo ludzi z Niemiec i Belgii, czwórka z Włoch, Norwegia, Mongolia, Tajlandia, Tajwan, Słowacja, Hiszpania, Brazylia i na koniec czarny azjata (mind blown). Poznałam dziewczynę, której oboje rodziców są w pełni Polakami, urodziła się w Berlinie, mówi płynnie po polsku i często jest w Poznaniu  wiec już mam znajomych na całe życie.


Mieliśmy pełno gier i group activities, byliśmy na plaży, zorganizowaliśmy sobie ognisko i że nikt nas się nie czepiał jak puszczliśmy muzykę na max to zrobiliśmy sobie po prostu imprezę.
Ten weekend, poza tym, że byl to pierwszy weekend, którego nie spędzałam z rodziną Jamie, był czymś wyjątkowym. Nie miałam najmniejszej ochoty wracać do Sandy, tylko do domu, do Europy. W tych ludziach z wymiany jest coś niesamowitego, co otwiera oczy i przypomina gdzie się było wychowanym i jakie ma się zasady, jaki styl życia i chociaż do amerykańskiego życia jest się bardzo szybko w stanie przyzwyczaić i wydaje się być po części idealny, to mi pokazało gdzie należę. Nie wiem, czy to wynika z tego, że to prawda, czy z tego, że przez wymianę dogadywaliśmy się tak dobrze. Całe homesickness nie trwało jednak dłużej niż 24h. Wystarczyło mi pójść do szkoły i zobaczyć znajomych, żeby odzyskać wiarę, że jestem panem swojego życia i poniekąd wiem, co w ogóle tutaj robię.
Ku mojemu zdziwieniu wiele exchange students odlicza dni do powrotu do domu. Ironicznie, tak samo jak to było ponad pół roku temu, kiedy to odliczaliśmy dni do wyjazdu. Na początku  tego nie pojmowałam. Dla mnie jest to spełnienie największego marzenia. Po tym weekendzie jestem w stanie trochę zrozumieć - ale nie na tyle, żeby już chcieć wrócić.


P.S Sczególne buziaki dla najukochańszej babci pod Słońcem, wiernej czytelczniczki bloga i źródła wszelkiego wsparcia, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin 

poniedziałek, 31 marca 2014

Spring break forever

Trzy tygodnie temu w szkole zaczelo się odliczanie do spring break. Dla amerykanskich nastolatkow jest to wazna sprawa - rejsy, California, Hawaje, Meksyk i te sprawy, mimo tego, ze jest to tylko tydzień. W srode 19 marca po szkole drama kids wtłoczyly się do autobusu i siedzialy przez kolejne 6h w pozycjach embrionalnych,  w koncu dojezdzajac do Ashland, na festiwal teatralny.
Zostawaliśmy tam 3 dni, do soboty. Generalnie zasada "rób co chcesz", jako, że jechał z nikt się nami a bardzo nie przejmował. Mieliśmy sztuki o 13:30 i 20:00 i tak długo, jak się na nie pokazaliśmy, resztę dnia planowaliśmy sobie sami. Ale od początku.
Zakwaterowanie mieliśmy w hotelu, który niczym nie równa się z hotelami z polskich wycieczek szkolnych. Mieszkałam z Cassidy, Livy i Jamie, z którą dzieliłam jedno z dwóch queen size beds. Według amerykańskich standardów - zapewnione ręczniki, kosmetyki typu szampony, balsamy, mydła, żele pod prysznic, suszarka i codzienna obsługa pod tytułem "sprzątanie". Do tego dochodziła lodówka i płaski telewizor, którego i tak nikt nie włączał, bo nadmiaru czasu nie miałyśmy. 
Jeżeli chodzi o zasady, to "chłopacy nie mogą wchodzić do pokojów dziewczyn" czy "uczniowie muszą wrócić do hotelu zaraz po wieczornej sztuce (co było ok 23), a do pokojów o północy).
Budziłyśmy się ok. 9, do 10:30 serwowali śniadanie. Resztę dnia spędzaliśmy szwędając się po Ashland, głownie pod hasłem zakupów. Jest to urocze szekspirowskie miasteczko, vintage, z klasą. Panuje tam zakaz jakichkolwiek fast foodów i w odległości zapewne 10 mil znajduje sie jedynie stary Safeway. 
Sztuk widzieliśmy 4. Pierwsza i ostatnia - szekspirowskie.The Tempest i The Comedy of Errors. Nie ukrywam, jak nie przysypiałam to skupiałam sie na kostiumach, akcentach, oświetleniu albo scene set, bo słowa nie rozumiałam z tego co mówią. Sama jednak nie byłam, bo Jamie pojęcia nia miała żadnego o co chodzi. Comedy of Errors było jednak całkiem interesujące, bo szekspirowską sztukę osadzili w czarnym nowojorskim Harlem, więc narzekać nie mogłam. Poza tym zobaczyliśmy The Sign in Disney Brustein's Window, która podobała mi się najbardziej i The Cocoanuts.


1. Ashland 2. Ja, Livy, Jamie, Katy przed jedną z pierwszych sztuk ;
3. chocolate shop, do którego każdy wszedł przynajmniej ze trzy razy; 4. Jamie


Do domu, a właściwie do domu Jamie, wróciłam w sobotę wieczorem. Spokój nie potrwał jednak za długo bo w niedzielę o 8 rano razem z Jamie, dwuletnią Olivią, 7-letnią Jessicą, 5-letnim Aidanem i rodzicami Jamie załadowaliśmy się do rodzinnego vana, którego wnętrze przypomina dosłownie przedszkole po całym dniu zabawy, i skierowaliśmy się na plażę. 
Po paru godzinach dojechaliśmy do Chinook Winds w Lincoln City. Od razu wyszliśmy usiąść na kolejnych kilka godzin na plażę, podczas gdy tata Jamie przez najdłuższą "chwilę" załatwiał zakwaterowanie w tym raju. W końcu dostaliśmy się do środka - do butelki szampana i kwiatów, na 18 rocznicę ślubu rodziców Jamie!  Bardziej kochającego się małżeństwa ze świecą nie znajdziecie. Okna naszego apartamentu wychodziły na ocean, do plaży mieliśmy dosłownie trzy metry. Było to najpiękniejsze miejsce do mieszkania jakie moglismy wybrać. I znowu, dzieliłam pokój z Jamie. To chyba najdłużej jak ze sobą spędziłyśmy. Poza godzinami spedzonymi na plazy i basenie, zaliczylismy tez zakupy i arcade games. Wieczorami rodzice zostawiali nas na pastwę losu z młodszymi, sami bawiąc się w kasynie, ale narzekać nie moglysmy, ogladając Frozen w obie noce. Do domu (w gwoli ścisłości domu Jamie) wrocilismy we wtorek wieczorem, po drodze zatrzymując się nad wodospadem Silver Falls, przy okazji chowając się przed gradem pod drzewami. Warto wspomniec ze w poprzednie dni temperatury były w okolicach 60*F, tak wiec Oregon everybody. Siedzialysmy do 4 nad ranem oglądając The Fosters,  a w zasadzie ja siedzialam, bo Jamie nie przyszla do lozka do 10 przed poludniem.



U Youngòw jestem czlonkiem rodziny. Wchodząc do domu nigdy nie pukam, obsługuję się sama, dzwonią do mnie, czy nie potrzebuję, żeby mnie ktos do nich przywiozl, a jak nie ma mnie w weekend, to jest po prostu dziwnie. Jak im mówię, o ktorej mnie ktos odbierze, to jest wielkie zdziwienie, ze nie zostaje na noc.
Czwartek, odstępując od normy, spedzilam z rodziną Jamie w Lloyd Center jezdzac na łyżwach z okazji urodzin Jessici. 
W piątek i w sobotę wreszcie się wybrałam gdzieś z kimś innym niż Jamie. Pojechałyśmy z Hailey do Portland na prom dress shopping. Hailey idzie na dwa bale, z których jeden jest za niecałe dwa tygodnie, więc postarałysmy się w miarę uwinąć. Sen jednak każdy mądry ceni, więc jak się w końcu obudziłyśmy przed 12, to o 14 siedziałyśmy w samochodzie i po 23 wracałyśmy do domu. Zakupy, nie powiem, udane, ja mam już pełen komplet, ale nie pokażę niczego do czasu samego promu ;)

But first, let me take a selfie




niedziela, 2 marca 2014

Just keep swimming

Od dwóch tygodni nie mam co robic ze swoim zyciem po szkole. Nie musze juz biec przez 4 piętra żeby zdążyć na trening, nie mam ton mokrych ubrań w pokoju i nikt mi już nie mówi, że pachnę chlorem (jak widać komplementy się sypały). To dopiero drugi tydzień bez pływania. I choć najlepszych znajomych mam w drama, calymi dniami czekalam, żeby w koncu zobaczyć się z drużyną.
Moje zamiłowanie do pływania zmieniło się w coś jeszcze bardziej magicznego. Rozwinęłam się tutaj niesamowicie, co udowodniło mi jak wielka przepaść istnieje między tym, co oferuje amerykańska a co polska szkoła.
W drużynie jest ogromne wsparcie. Team breakfasts, team dinners, "do you have any towels/swimsuits/caps I can borrow". Wszyscy kochali pływanie, ale nikt nie wiedział za co - potrafilismy narzekać codziennie: na trening o 7, na trening o 3, na za ciepłą wodę, za zimną temperaturę powietrza, za małe stroje i jestem przekonana, że gdybysmy posiedzieli ze sobą dłużej, narzekalibyśmy na to, że jest za mokro.
Co czwartek mielismy swim meets. Przed przyjazdem nienawidzilam się scigac, po prostu nie i koniec. Teraz jest to najlepszy punkt sezonu. I chociaż stajesz na bloku i w glowie masz tylko "what the hell am I doing" doping calej druzyny jest po prostu czyms, czegi nigdy nie zapomnę.
W ostatni czwartek przed Districts mialam senior night. Na ścianach wisiały plakaty z imionami seniors (aż nas była tròjka). W przerwie między eventami weszliśmy na bloki, dostałam koc zrobiony przez jedną z mam,  z podpisami drużyny, masę candy i lakier do paznokci (oh irony).
W srode, dzien przed Districts od razu po szkole poszlismy na basen. Wiedzielismy, że to nie jest normalny trening. Ledwo przeplynelismy przez swoje events, kazali nam wyjść z wody i opatuleni w to, co znaleźliśmy po drodze, wyszliśmy na zewnątrz i przeszliśmy do middle school. Usadowiliśmy się w tych śmiesznych amerykanskich krzesłach przyczepionych do ławek, robiąc bałagan z wody kapiącej z nas wszystkich. Obejrzelismy film o motywacji, determinacji i wrocilismy się na basen.
Co roku przed Districts mają "rytuał", o ktorym wiedzą tylko captains, wiec cokolwiek by nam nie kazali zrobić, zawsze znajdzie się taki według ktorego "we're gonna die".
Polozylismy sie na brzuchach wokół basenu (nie obyło się bez whale&manate noises). Czwórka captains weszła do wody z wielką butlą. Na czas kiedy oni ją napelniali my musielismy trzymać glowy w basenie, wyciagając je potem z efektem Little Mermaid. Tą wodę wlewają potem do basenu w szkole gdzie mamy zawody. W przeszlosci barwili ją na czerwono, kolor Sandy, ale jakieś dziewczyny zaczęły robić hali, że dodali tam krew -.-
Nastepna część wyda wam się naprawdę dziwna jezeli nigdy nie plywaliście na czas, ale nadszedł czas na shaving party. Przez ostatnie 2 tygodnie mielismy zakaz depilowania nog i w ogole czegokolwiek sobie zażyczysz, ale generalnie jezeli od tego nie umrzesz to się nie depiluj wcale. Niektorzy chlopacy golili glowy, my glownie ręce i nogi. Never in my life have my legs been so smooth. Efektem zachwycałam się przez następne parę dni, bo tych dwoch tygodniach naprawdę odliczaliśmy dni do tej środy. Wieczorem mielismy team dinner. Do domu wrocilam jakoś przed 9, porozciągałam się przez godzinę i rzuciłam się na łòżko, nie do konca gotowa na stawienie się pod szkołą o 5.30.
Rano wkroczylismy w wielką zone of tiredness, po czesci zestresowani zawodami. Jak dotąd dziewczyny nie przegrały żadnego z naszych swim meets; mamy tytuł undefeated.
Wszystkie 8 druzyn zebralo sie na sali gimnastycznej w Parkrose, jakąś godzinę drogi z Sandy. Ogarnianie kto co plywa, heats, lanes, events. Warm ups, dives. Zaczeło się o 7:30. Nie plywalam aż do eventu 7. Normalnie czas miedzy 1-7 to ok. 30 minut do godziny, ale w tym wypadku czekalam aż do 11. Plusów w tym nie widzę zadnych, biorąc pod uwagę fakt, że rozgrzewalam sie 4h wczesniej. Na bloku zwarta i gotowa nie stanelam, skonczylam sekundę później niz mój najlepszy czas. Potem mialam event 15, freestyle relay,  z moimi najukochanszymi relay buddies. Skonczylam z moim new personal record, 0.6 sek krocej niz normalnie, do tego relay mial szansę kwalifikowania sie na nastepny dzien wiec juz w ogole ogarnela mnie euforia. Moj ostatni event to 100 backstroke, czego jeszcze przenigdy nie plynelam, wiec jak sie dowiedzialam ze mam to płynąç na districts  to krzyż na drogę. Cale zycie probowalam sobie wmowic, że nie jestem i nie bedę backstroker, aż w koncu Ameryka udowodnila mi inaczej. Czas mialam dobry, lepszy niz Jamie szacowala i nawet nie miałam ochoty się zatrzymać i wyjść w polowie. Znaczenia to jednak nie mialo, bo w ostatniej 25 zostalam disqualified z własnego błędu. Po relayu plakac jednak nie zamierzalam.





1. Plakat i koc z senior night 2. Nie rozmawiałam z Hailey przez cały dzień Districts w czwartek, po czym
dostałam zdjęcie z ludźmi z Drama Dept.!


Do domu dotarlam ok 18/19, niesamowicie zmęczona, usatysfakcjonowana moim PR i sukcesem calej druzyny. Home alone polozylam się do łóżka, nie budzac się już potem zeby z nikim porozmawiać.
Piatek, zawody zaczynaly sie pòł godziny później, wiec moglam poszaleć ze snem. Dzisiaj wszystko się konczyło. Mój ostatni raz z drużyną, moje ostatnie zawody. 
Mialam ochotę rzucać rzeczami jak się dowiedzialam, że mimo tego, ze mój relay pobil inne druzyny i się kwalifikował, nie plywalilismy, bo był to relay B a nie A... -.- Pobilismy 4 rekordy szkoły, dwa indywidualne (jeden o 0.1sek i jeden o 0.03sek :o) i dwa relays.
Razem ze wszystkimi seniors na districts miałam swój senior last lap - seniors kolejno wskakują do wody i płyną po raz ostatni. Poza mną, byli foreign exchange students z Japonii, Indii, Niemiec i Danii.
Po Districts poszlismy na team dinner. Wróciłam do domu w piątkowy wieczór z ogromną pustką w środku. Nigdzie już nie należałam. Przez następne dwa tygodnia miałam być ... wolna? Należę do drama kids, nie trzymam się z athletes. Ale wizja nie należenia do drużyny mnie przerażała. Przez następne dwa tygodnie nie powiem nikomu "I can't, I have practice". Nie będę miała motywacji do pójścia spać czy rozciągania się.
Jak do tej pory myślałam, że najlepszym doświadczeniem związanym ze szkołą być musical. Swimming pobiło wszystko. I chociaż ten post promuje głównie pływanie, wymieńcy mają rację. Jeżeli wybierasz się na wymianę - dołącz do drużyny. Amerykańskie sporty nie mają żadnego porównania do polskich. Rozwiniesz się niesamowicie, zdobędziesz wspaniałych znajomych i poczucie, że nie jesteś sam. Nieważne w jaki bałagan się nie wpakujesz - zawsze masz drużynę, która cię wesprze.  
JA I WF? HAHAHAHAHAHAHA. Teraz nie wyobrażam sobie nie robienia sportu w następnym sezonie. 

niedziela, 16 lutego 2014

snow!

Długo mnie tu nie było. Zwalam to po części na brak czasu, po części na czerpanie garściami amerykańskiego życia. Zostaje 0.00000001%, które może, może było spowodowane lenistwem.
Szczerze powiedziawszy, nie pisałam też bo nie wiem za bardzo o czym. Życie tutaj jest czymś, od czego nie mam ochoty odchodzić, jest już kompletną codziennością.
Wstaję, spóźniam się do szkoły, chodzę na lekcje/nie chodzę na lekcje, wygłupiam się z ludźmi podczas lunchu, leniwię się na dwóch ostatnich lekcjach, biegnę na trening, krzycząc przez cały korytarz, że się spieszę, podczas gdy ludzie próbują się ze mną pożegnać. Wracam do domu, homework, Hailey/no homework, Hailey/I'm too tired for homework, sleep.
Pod koniec stycznia mieliśmy finals, oznaczające koniec semestru. W środę, 29 stycznia, jako, że środa to dzień early release, kiedy wszystkie lekcje są krótsze (kończymy o 1:44,screw logic), mieliśmy test z 5,6, i 7 period, co w moim przypadku było anatomią, body&sole i oceanic science. Czwartek, 30 stycznia, spanish, journalism (z którego dostałam 100%, heheh) i us history. Jedynym plusem jaki widziałam w tych dniach był jeden lunch dla wszystkich, co oznacza, że miałam 1,5h między lekcjami, które mogłam spędzić z Jamie. Semestr skończyłam z 4x A+, A z history i drama, i B z oceanic science.
Na drugi semestr zmienił mi się schedule. Zamiast journalism mam Advanced American Literature (w sierpniu kupiłam książkę, z której ani słowa nie przeczytałam, więc klasa sama w sobie specjalna dla mnie). Rozmowa z nauczycielem
- soo, my counselour told me to ask you, if I can be in your advanced american lit class
- alright, how is your normal american lit going?
- I don't have one...
- sure, you can come
Także katuję się "Johnny Got His Gun", siedząc obok Hailey, otoczona połową druzyny pływackiej, a drugie pół to drama department. Znajomych mi nie brakuje.
Zamiast us history mam Psychology, podczas której nasz wysiłek obecnie ogranicza się do oglądania Inception. Poza tym zmieniła mi się ostatnia klasa. Oceanic Science to wbrew pozorom Science, którą zamieniłam na government ze względu na to, że muszę mieć jakieś social studies.
W piątek, 30 stycznia, nie mieliśmy szkoły, ale miałam swim meet, więc musiałam się jakoś zebrać. Wieczorem pojechałam do Jamie, gdzie zostałam do następnego ranka. Mam na myśli takiego abnormalnego, nie sobotniego ranka. Wstałyśmy przed 6, żeby na 7 dotrzeć do szkoły na drama competition. Ponad 572 uczniów z różnych szkół przyjechało do nas na Thespian Competition. FYI, Sandy jest naprawdę małe. Rozmawiając z ludźmi z różnych szkół za każdym razem dochodziło się do miejsca, w którym jedna z osób w końcu przyznawała "I thought Sandy was such a ghetto school, do you want to take mine now and you can give me yours?", jako, że jest to dopiero 2 rok kiedy nowa szkoła funkcjonuje, wszystkie jest nowe, lśniące i w ogóle bez skazy.
W konkursie w ogóle nie miałam zamiaru brać udziału, to jest raczej coś w stylu Hailey. Ja to ta pseudodusza sportowca. Ostatecznie razem z Jamie zostałyśmy zapisane do jednej sceny po tym jak Harris wygłosił swoje "you should go, you're all Polish and stuff". Bogu dzięki, bo było naprawdę świetnie. Rywalizacji w ogóle się nie czuło, szczególnie podczas opóźnienia z otwarciem, kiedy wszyscy w audytorium zaczęli śpiewać, wstawać i tańczyć, bez żadnego podkładu. Poznałam masę ludzi z różnych szkół i obejrzałam mnóstwo scen musicalowych, które jeszcze bardziej uwydatniły mój brak talentu muzycznego. Do domu wróciłam po ponad 12h, wyjątkowo zmęczona, ale bez możliwości pójscia do łóżka z powodu imprezy urodzinowej Meghan.

1. Uczymy się skryptu u Jamie; mistrzowie przygotowywania się na ostatnią chwilę. 2. Pieczemy mega muffins.

W niedzielę Hailey zawiozła mnie do Jamie. Nie byłam tam nawet 2h kiedy przyjechały po nas Cassidy i Livy i pojechałyśmy na zakupy. Trochę okrężną drogą, bo samochód nam stanął w połowie i musiałyśmy się wrócić po inny. W czwórkę zostałyśmy u Cass do poniedziałku. Generalnie nie mogę spać u znajomych w school nights, ale też nikt nie chce mnie ograniczać, więc Pynne i Justina nie musiałam długo namawiać.
Nowy tydzień zaczęłam od przeczytania wiadomości, które dostałam podczas nocy.Na pół śpiąca podreptałam do pokoju Hailey, która swoją drogą była już uszykowana do szkoły, i porannym głosem Morgana Freemana oznajmiłam, że mamy 2 hour delay. Bogu dzieki, bo ani jedna komórka w moim ciele nie miała ochoty wstawać. Poszłam się z powrotem położyć i obudziłam się po 2 godzinach.
Na treningach zaczęliśmy taper, czyli okres, w którym treningi trwają 1,5h zamiast 2, i zamiast pływania 8x175 albo 10x200, robimy więcej 50 i 25 z różnych rzeczy. Zaczęliśmy taper w poniedziałek, ale za długo to nie potrwało. W czwartek odwołali nam trening, a podczas 5. period dowiedziałam sie ze generalnie mogę już iść do domu. Mieliśmy early release z powodu potencjalnego zagrożenia. Pojechaliśmy do Jamie razem z  Livy i Katy, gdzie zostałam do wieczora, oglądając jak kolejne szkoły zostają zamykane na piątek z powodu śnieżyc. Przez całą zimę nie mieliśmy śniegu. Mieszkamy na górze. Dosłownie na Mt. Hood. Każde okoliczne miasteczko dostało śnieg, poza nami. Jamie nalegała, żebym została na noc, ale po poniedziałku nie miałam serca prosić rodziców o to samo. Nie minęło 30 minut odkąd wróciłam do domu, kiedy JJ dał mi znać, że nie mamy jutro szkoły -.-
Radość mieszała mi się trochę ze zmartwieniami, jako, że nie został nam tydzień do Districts, zawodów regionalnych, a brak szkoły oznacza brak treningu. W jeden dzień jednak świat się nie zawali.
W piątek obudziłam się po 10. Z łóżka zwlokłam się na dół, a dalej wtłoczyłam na kanapę obok Hailey, gdzie leżałyśmy przez jakieś 3h, dopóki rodzice nie zmusili nas do zbierania się do wyjścia. W nocy napadało jakieś 6-10 inches śniegu, więc jechaliśmy wyżej na Mt. Hood na śnieg :) Przez ponad godzinę bawiłyśmy się jak pięciolatki, rzucając się za psem i zjeżdżając z góry na tyłkach, czego nie robiłam już długi czas. Wracając do domu, zatrzymaliśmy się w Timberline Lodge, do którego chciałam jechać najbardziej odkąd tu przyjechałam, więc mniej więcej przez ostatnie pół roku chodziłam z hostami mówiąc im jaka to sprawa życia i śmierci. Cała obsesja zaczęła się razem z Jackiem Nicholsonem i filmem "The Shining", który był kręcony właśnie w Timberline....na historii też coś wspomnialiśmy o budowie w zeszłym wieku ale Jack Nicholson jakoś bardziej przekonuje. Więc mogę to już odhaczyć z bucket list.


Wróciliśmy mega ośnieżonymi drogami, mijając wypadek, ale nikogo to nie powstrzymało przed podrzuceniem mnie do Jamie. Stała grupa - ja, Jamie, Anthony, Katy i Shawn w jednym domu, jak w każdy weekend. Zanim się za cokolwiek zabraliśmy zrobiła się jakoś 11, więc przez resztę nocy w końcu, po wielokrotnych wcześniejszych próbach, obejrzeliśmy Grammy's.
W sobotę spadło jeszcze więcej śniegu, więc dzień spędziliśmy na dworze, zjeżdżając na wszystkim co się dało z możliwie jak najbardziej stromych górek, przy okazji próbując sobie niczego nie złamać - ze mną w tle, cicho płaczącej "I've got districts and I need all of the parts of my body..."
Wieczór spędziłyśmy z Sarah, mamą Jamie, próbując bezpiecznie dostarczyć do domu Shawna i Katy, a następnie tatę J. i Shawna, kierując ich wszystkich przez telefon, jak uniknąć potrącenia przez samochód podczas panującego freezing rain. Generalnie wystarczy, że postoisz 30 sekund na deszczu, żeby kurtka zmieniła ci się w kawałek zamarzniętego materiału. Life in Oregon everybody.
W niedzielę obudziłyśmy się do Madagascar 3, które włączyłyśmy poprzedniego wieczoru, a jako, że technologia Jamie nie należy do tych najbardziej "smart", film leciał przez całą noc, powtarzając się może 5 razy. Po południu odebrał mnie Justin. Szybko ogarnęłam się w domu, homework, housework i te sprawy, i przez resztę dnia nadrabiałam zaległości z Hailey, bo  przez prawie 3 dni mnie w domu nie było. Zaczęłyśmy oglądać 'The Day After Tomorrow', bo tak tematycznie,zamarzamy, koniec świata i w ogóle, kiedy dostałyśmy wiadomość, że odwołali nam szkołę. W tym wypadku na zaspy śniegu narzekać nie będę. I choć gorzej niż w Polsce nie jest pod względem klimatycznym, tutaj nikt nie jest na to uszykowany. Więc jak w poniedziałek pojechałyśmy z Hailey do sklepu, poczułyśmy się prawie jak na Black Friday. Drogi w końcu były przejezdne, więc ludzie mniej więcej szykowali się na wojnę. O 3 trafiłam na "optional practice", na który dotarło .. może 10 osób, może mniej. To, w połączeniu z całym taperowaniem, wnioskowało na 1,5h trening zamiast normalnego, więc do domu trafiłam usatysfakcjonowana wczesną porą, gotowa do daleszego działania. Z kuchni zrobiłyśmy sobie z Hailey nie-wiadomo-co, w którym robiłyśmy homemade body scrubs, homemade face masks, homemade hair masks i w ogóle wszystko homemade co się da.
Wtorek - powrót do przeszłości. Śnieg stopniał, Oregon zalał się deszczem, wszystkich czekał wolny powrót do szkoły. Mi zostały tylko dwa dni - czwartek i piątek spędzę w całości na basenie w Parkrose *budząc się przed 5 rano ;((( *

1. Zdjęcie zrobione równy tydzień przed tym śnieżnym weekendem. Stałam w szortach i tank topie na zewnątrz bo było naprawdę ciepło. 2. S'mores pie


Update: Notkę pisałam we wtorek i środę. Teraz jestem już po Districts. W przyszłym tygodniu napiszę coś osobnego na ten temat ;)
wielorydb
-Hailey




środa, 8 stycznia 2014

2014, please be good

Siedzę na tylnim siedzeniu w aucie (wszyscy wymiency na pewno znają grę 'shotgun', w której ja, szczesciarz życia, zawsze przegrywam) wracając z Corvallis z Hailey i Joey'm, więc mam chwilę żeby coś naskrobać na blogu. Wybaczcie moje błędy, ale wbrew pozorom ciężko się skupić przy poprawnej angielszczyźnie Kanye czy Macklemore wyjącej z głośników na cały regulator (takie to mamy uroki roadtrips).
Przerwa świąteczna zaczęła się w magicznej atmosferze braku szkoły, aka wstawania popołudniu i oglądania filmów przez resztę dnia, nie łudząc się,  że ktokolwiek zbierze siły i chociaz zmieni piżamę na normalne ubranie. We wtorek około 5 dzielnie postanowilysmy zrobić się na ludzi. Razem z grandma&grandpa Mitch, Meghan i jej chłopakiem Devinem, Hailey, mom&dad szlismy na lights show,  ktore można opisać słowem wyjatkowe. Miałyśmy masę zabawy biegając między rozświetlonym statuami, robiąc przy okazji trzynaście milionów zdjęć.

ja, grandma, Hailey, Meghan, grandpa

Po światełkach wybraliśmy się do Outback, w celu zrobienia ze mnie prawdziwego Amerykanina kochającego steki. Jako, że była Christmas Eve czekaliśmy pół godziny żeby nas w ogóle posadzono, ale.po calym dniu nic nie robienia ja z Hailey byłysmy naturalnie zbyt zmęczone żeby się przejmować. Zamiast tego zajęlysmy się czytaniem książek Dr. Suess, wyjątkowo dyskretnie,  zwracając na siebie uwagę połowy lokalu. O 11 całą rodziną, razem z Joey'm, poszliśmy na..pasterkę? Midnight service. I choć trwa to godzinę,  do domu wróciliśmy dopiero o 2 nad ranem. W międzyczasie odwiezlismy Joey'ego do domu, no ale jak to tak nie zajść w środku nocy? Z jego rodziną dogaduję się bardzo dobrze - z mamą pracowalam podczas musicalu,  z tatą mogłabym gadac godzinami. Do tego zaprosili nas parę tygodni wczesniej na kolacje i do teatru, więc bohatersko przetrwalismy awkward stage pt. 'toleruję fakt, że jesteś w związku z moim 3 lata starszym synem'. Mimo wszystko czułam się źle zasypiajac przy pianinie podczas gdy Joey wykonywał swój popisowy numer. Do domu dotarliśmy ok. 2 kiedy to zmęczenie zmniejszyło się do tego stopnia, że do 4:30 oglądałyśmy 'The Mist'. 
Spałyśmy w moim łóżku do 8, kiedy to Hailey obudziła mnie dzikimi wrzaskami MERRY CHRISTMAS!!! Podzieliłyśmy się rolami na budzenie Meghan i robienie kawy, wskoczyłyśmy do łóżka rodziców i po paru minutach (dobra, pół godzinie organizacji) wszyscy byli na dole gotowi otwierać prezenty. No, może poza tymi z Polski (w tym momencie rozbrzmiewa się gorący aplauz dla USPS, który nie jest o wiele lepszy od Poczty Polskiej), które, żyjąc moim szczęściem, dotarły do mnie dzień po świętach.
Przygotowywanie rodzinnego śniadania to chyba jedna z bardziej ruchliwych czynności wykonywanych w tym dniu, biorąc pod uwagę oglądanie filmów i nie przebieranie się z piżam aż do 5, czyli momentu gdy musieliśmy wyjść z domu na Christmas dinner do Gareta, wujka Hailey. 
Pod tradycyjnie brzmiącym "Christmas dinner" tradycji kryło się nie tak wiele - ham & gravy, mashed potatoes, steamed vegetables, salad + oczywiście, sugar cookies. Razem z Meg i Hailey zostałyśmy dłużej, grająć z maluchami, Garetem i jego żoną Jenny w Apples to Apples, wersję Disney, dla bardziej zaawansowanych. Po tym niezwykle zabieganym dniu niedziwne więc było, że od razu po powrocie padłyśmy do łóżek. Ani trochę.




Hailey zażyczyła sobie sokorwirówkę...

Miałam własną stocking ze swoim imieniem, którą zrobiła dla mnie Pynne 

Od Meghan dostałam wielgachny, puchaty koc ze swoim imieniem i napisem
"Love always your American Family" + imiona wszystkich. Mój ulubiony prezent!


*ta część posta jest pisana w zupełnie innym dniu, z powodu lenistwa/braku czasu/actually having friends*

Wtorek 24 i środa 25 były jedynymi dniami, w którym nie odbywały się daily doubles z pływania. Wstawanie na 7:15 na basen nie do końca szło w parze z moją wizją odespania 3 miesięcy szkoły (chociaż Hailey bez ani jednego jęknięcia zwlekała się z łóżka żeby mnie zawozić), ale sumienie nie dałoby mi spokoju gdybym została w moim king size bed, podczas gdy inni kontynuują 4 godzinny trening. Nie poddałam się nawet w piątek, kiedy to po nocy spędzonej u Jamie razem z Livy, zostawiłam dziewczyny w łóżku, potykając się na schodach przed siódmą.
Sobota była naszym trzecim i ostatnim dniem Christmas. Wyjechaliśmy do Corvallis, rodziny Justina, gdzie zmierzyliśmy się z ponad 40 innymi członkami rodziny - odpakowywanie prezentów trwało niemal 2 godziny (oczywiście bez łamania tradycji z kolejności od najmłodszego do najstarszego, więc wszyscy bawili się we "w którym miesiącu się urodziłeś"). Dzień wcześniej przyleciał do nas Tyler (21), starszy brat Hailey, razem ze swoją dziewczyną Sophie, więc w domu od razu zrobiło się głośniej. Jako, że rodzeństwa nigdy nie miałam, z dokuczającym starszym bratem dogadywałam się naprawdę dobrze, na zasadzie sarkazm-sarkazm, więc żałuję, że nie będziemy mieli okazji się już w tym roku spotkać.

W niedzielę razem z Tylerem i Sophie, ja, Hailey i Joey pojechaliśmy do Portland. Większość czasu spędziliśmy w Pioneer Place, przepięknym centrum handlowym (nie chodzi o to, że jestem dziewczyną, ono naprawdę jest piękne). Zaszliśmy do Ben&Jerry's, a następnie siedzieliśmy nad Pioneer Square przed Starbucksem, ciesząc się wieczorem, patrząc na święteczne drzewko udające to z Times Square. 

W poniedziałek po treningu pojechałam na noc do Livy. Po wtorkowym poranku spędzonym na oglądaniu Burlesque wybrałyśmy się do Katy na New Year's Party. Sylwester w Stanach wydaje mi się być o wiele spokojniejszy. Bez fajerwerków, dosłownie. Dużo moich znajomych nigdzie nie wychodziło. Hailey została z rodziną w domu. My zaczęliśmy od ogniska, pisaliśmy na karteczkach negatywne rzeczy, który nas w tym roku spotkały (więc mi jakoś ciężko było coś znaleźć, jako, że moje największe marzenie się spełnia). Dużo tańczyliśmy, nagadaliśmy się za następne parę tygodni, oglądaliśmy spadanie sławnej kuli w NYC no i filmy, filmy, filmy. Przy 5 nad ranem i Insidious 2 na ekranie wszystkim podziękowałam, bo kocham fakt, że jeszcze jestem w stanie spać po nocach, i udałam się do Livy, tak sobie na podłogę. Gadania ciąg dalszy przez następną godzinę, wędrówka z powrotem na kanapę i widok wszystkich słodziaków wystarczająco zmęczonych, żeby w końcu zasnąć. 

1 stycznia przyjechała po mnie cała rodzinka + Joey. W planach mieliśmy zabawy na śniegu, ale już opisywałam jak to Sandy do ulubieńców Matki Natury nie należy, więc nawet w górach zbyt biało nie było. Pojechaliśmy na lunch, na którym ledwo żywa postawiłam się na nogi kawą i ignorując wszystkich po kolei próbowałyśmy z Hailey opanować własne wybuchy śmiechu - w końcu nie widziałyśmy się ponad 48 godzin, opowiadania było dużo. Uwzględniając wieczorny spacer i ciąg dalszy raportów z ostatnich dwóch dni, pierwszy dzień roku zakończyliśmy w kinie, na "Saving Mr. Banks", który gorąco wszystkim polecam. Karolina Jaworska.
W czwartek wyszło jak wyszło, poszłam tylko na pierwszą część treningu. O 10 byliśmy już w drodze do Corvallis - ja i Hailey z Joey'm, na randce, więc robiłam z opiekunkę/przyzwoitkę na tylnym siedzeniu. Nikt by mnie nie zatrudnił raz jeszcze, widząc smacznie chrapiącą nastolatkę z garstką Sourpatch Kids na brzuchu, zmęczoną po treningu niezależnie od tego jak bardzo przed południem jesteśmy. Po wizycie w domu dziadków wybraliśmy się na objazdówkę po Albany i Corvallis, czyli tour po dzieciństwie Hailey.


Zaciągnełam ich także do OSU, Oregon State University, które prawdopodobnie znajdzie się gdzieś na liście moich potencjalnych przyszłych edukatorów. Z naszej Oregon Bucket List możemy także wykreślić Dutch Bros., w którym w tym dniu byliśmy dwa razy i uwaga, z tytułu "mojego pierwszego razu" i bycia foreigner, dostałam darmową kawę - dwa razy. Photo booth, Avery Park, odwiedziliśmy także Kailey, jedną z moich ulubionych koleżanek Hailey (którą zawsze nazywam Kelsey, na co Hailey krzyczy: "It's Hailey and Kailey, how can you not remember it?!"). Powrót do domu trochę nam się opóźnił przez wizytę w Shari's, w którym siedzieliśmy śmiejąc się tylko po to, żeby nie wstawać. Ostatni moment jaki pamiętam to rozmowę z Hailey o trzeciej nad ranem na kanapach, na których spałyśmy w salonie, ciesząc się ostatnią nocą z naszym najpiękniejszym christmas tree.
W piątek o 8 musiałam stawić się pod naszym high school, co było nie do końca fair, biorąc pod uwagę, że nie powinniśmy tego budynku widzieć przez kolejne dwa dni. Całą swim team zapakowaliśmy się do żółtego autobusu wiozącego nas na czterogodzinne zawody. Nie żebym narzekała, ale niekoniecznie się ucieszyłam widząc na rozpisce moje nazwisko (z błędem pisane, ale kto by się tam spodziewał) przy wszystkich stylach.Wszystko się dobrze skończyło, nikt nie został ranny, a ja z siebie w miarę zadowolona wróciłam do domu. Szybki prysznic i wyjazd do Portland na kolację z rodzinę Joey'ego a następnie sztukę "Noises Off". Wieczór był naprawdę udany, zaliczając do tego szybki telefon do Shari's z zamówieniem pie shake na wynos. 
Siedzenie do trzeciej w nocy z Megan w craft room robiąc kolaż zakończyło się mną, śpiącą do 3:30 p.m. soboty. Gdyby nie to, że akurat spojrzałam na zegarek spałabym dalej, bo szczerze powiedziawszy, czułam się tak jakbym właśnie miała iść do łóżka. Przez głowę przeleciało mi zdanie "I'm done with this day". Hailey zrobiła mi banana-PB smoothie, poskajpowałam z Kladuią (shoutout dla bumblebeestreet.blogspot.com), pogadałam z siostrami, a noc spędziłam u Jamie, zasypiając podczas 'White House Down' (boże, boże, boże musicie obejrzeć ten film, choćby dla Channinga Tatuma). Poranki nie należą do ulubionych, mamy raczej nastawienie Garfielda, więc w południe w końcu otworzyłyśmy oczy. W ręcę wpadły nam maski Iron Mana i Spidermana razem z plastikową bronią, więc przez resztę dnia razem z Jessicą i Aidenem, młodszym rodzństwem Jamie i Shawna chodziliśmy przebrani po osiedlu, zachodząc do domu Anthony'ego i zabierając go ze sobą.


Ostatni dzień wolności spędziłyśmy w łóżku, dosłownie się nie ruszając, oglądając filmy do 5, kiedy to w końcu zeszłyśmy na dół.
Hailey przyjechała po mnie około 7. Wieczór zajęłyśmy sobie oglądając film, tak dla odmiany od reszty dnia, wykreślając jednocześnie z listy Zombieland. 
Pierwszy dzień szkoły okazał się być więcej niż bolesny. "Zasypianie na lekcjach" nie opisze tego jak się właściwie czułam. Wszyscy byliśmy po prostu ledwo żywi i tylko wzajemne towarzystwo sprawiało, że jakoś się trzymaliśmy. How do you expect me to wake up at 6 when for the past two weeks that was my bed time? 


Święta się skończyły. Teraz punktami zaczepienia są finals i spring break. Myślę, że jedno z ważniejszych amerykańskich doświadczeń już za mną. Spędziłam święta bez rodziny, New Year's Eve w zupełnie nowym towarzystwie. Było inaczej. Nie powiem, że lepiej. I choć w bożonarodzeniowym okresie przyczepiło się do mnie to nie-wiadomo-co, jakby uczucie homesickness, za nic nie zamieniłabym tego czasu, który mam tutaj. 2013 był jak na razie najlepszym rokiem mojego życia. Rokiem, w którym osiągnełam i dostałam dokładnie to, co sobie postawiłam za cel i co chciałam.

Dziękuję. 2014, please, be good.