Trzy tygodnie temu w szkole zaczelo się odliczanie do spring break. Dla amerykanskich nastolatkow jest to wazna sprawa - rejsy, California, Hawaje, Meksyk i te sprawy, mimo tego, ze jest to tylko tydzień. W srode 19 marca po szkole drama kids wtłoczyly się do autobusu i siedzialy przez kolejne 6h w pozycjach embrionalnych, w koncu dojezdzajac do Ashland, na festiwal teatralny.
Zostawaliśmy tam 3 dni, do soboty. Generalnie zasada "rób co chcesz", jako, że jechał z nikt się nami a bardzo nie przejmował. Mieliśmy sztuki o 13:30 i 20:00 i tak długo, jak się na nie pokazaliśmy, resztę dnia planowaliśmy sobie sami. Ale od początku.
Zakwaterowanie mieliśmy w hotelu, który niczym nie równa się z hotelami z polskich wycieczek szkolnych. Mieszkałam z Cassidy, Livy i Jamie, z którą dzieliłam jedno z dwóch queen size beds. Według amerykańskich standardów - zapewnione ręczniki, kosmetyki typu szampony, balsamy, mydła, żele pod prysznic, suszarka i codzienna obsługa pod tytułem "sprzątanie". Do tego dochodziła lodówka i płaski telewizor, którego i tak nikt nie włączał, bo nadmiaru czasu nie miałyśmy.
Jeżeli chodzi o zasady, to "chłopacy nie mogą wchodzić do pokojów dziewczyn" czy "uczniowie muszą wrócić do hotelu zaraz po wieczornej sztuce (co było ok 23), a do pokojów o północy).
Budziłyśmy się ok. 9, do 10:30 serwowali śniadanie. Resztę dnia spędzaliśmy szwędając się po Ashland, głownie pod hasłem zakupów. Jest to urocze szekspirowskie miasteczko, vintage, z klasą. Panuje tam zakaz jakichkolwiek fast foodów i w odległości zapewne 10 mil znajduje sie jedynie stary Safeway.
Sztuk widzieliśmy 4. Pierwsza i ostatnia - szekspirowskie.The Tempest i The Comedy of Errors. Nie ukrywam, jak nie przysypiałam to skupiałam sie na kostiumach, akcentach, oświetleniu albo scene set, bo słowa nie rozumiałam z tego co mówią. Sama jednak nie byłam, bo Jamie pojęcia nia miała żadnego o co chodzi. Comedy of Errors było jednak całkiem interesujące, bo szekspirowską sztukę osadzili w czarnym nowojorskim Harlem, więc narzekać nie mogłam. Poza tym zobaczyliśmy The Sign in Disney Brustein's Window, która podobała mi się najbardziej i The Cocoanuts.
1. Ashland 2. Ja, Livy, Jamie, Katy przed jedną z pierwszych sztuk ;
3. chocolate shop, do którego każdy wszedł przynajmniej ze trzy razy; 4. Jamie
Do domu, a właściwie do domu Jamie, wróciłam w sobotę wieczorem. Spokój nie potrwał jednak za długo bo w niedzielę o 8 rano razem z Jamie, dwuletnią Olivią, 7-letnią Jessicą, 5-letnim Aidanem i rodzicami Jamie załadowaliśmy się do rodzinnego vana, którego wnętrze przypomina dosłownie przedszkole po całym dniu zabawy, i skierowaliśmy się na plażę.
Po paru godzinach dojechaliśmy do Chinook Winds w Lincoln City. Od razu wyszliśmy usiąść na kolejnych kilka godzin na plażę, podczas gdy tata Jamie przez najdłuższą "chwilę" załatwiał zakwaterowanie w tym raju. W końcu dostaliśmy się do środka - do butelki szampana i kwiatów, na 18 rocznicę ślubu rodziców Jamie! Bardziej kochającego się małżeństwa ze świecą nie znajdziecie. Okna naszego apartamentu wychodziły na ocean, do plaży mieliśmy dosłownie trzy metry. Było to najpiękniejsze miejsce do mieszkania jakie moglismy wybrać. I znowu, dzieliłam pokój z Jamie. To chyba najdłużej jak ze sobą spędziłyśmy. Poza godzinami spedzonymi na plazy i basenie, zaliczylismy tez zakupy i arcade games. Wieczorami rodzice zostawiali nas na pastwę losu z młodszymi, sami bawiąc się w kasynie, ale narzekać nie moglysmy, ogladając Frozen w obie noce. Do domu (w gwoli ścisłości domu Jamie) wrocilismy we wtorek wieczorem, po drodze zatrzymując się nad wodospadem Silver Falls, przy okazji chowając się przed gradem pod drzewami. Warto wspomniec ze w poprzednie dni temperatury były w okolicach 60*F, tak wiec Oregon everybody. Siedzialysmy do 4 nad ranem oglądając The Fosters, a w zasadzie ja siedzialam, bo Jamie nie przyszla do lozka do 10 przed poludniem.
U Youngòw jestem czlonkiem rodziny. Wchodząc do domu nigdy nie pukam, obsługuję się sama, dzwonią do mnie, czy nie potrzebuję, żeby mnie ktos do nich przywiozl, a jak nie ma mnie w weekend, to jest po prostu dziwnie. Jak im mówię, o ktorej mnie ktos odbierze, to jest wielkie zdziwienie, ze nie zostaje na noc.
Czwartek, odstępując od normy, spedzilam z rodziną Jamie w Lloyd Center jezdzac na łyżwach z okazji urodzin Jessici.
W piątek i w sobotę wreszcie się wybrałam gdzieś z kimś innym niż Jamie. Pojechałyśmy z Hailey do Portland na prom dress shopping. Hailey idzie na dwa bale, z których jeden jest za niecałe dwa tygodnie, więc postarałysmy się w miarę uwinąć. Sen jednak każdy mądry ceni, więc jak się w końcu obudziłyśmy przed 12, to o 14 siedziałyśmy w samochodzie i po 23 wracałyśmy do domu. Zakupy, nie powiem, udane, ja mam już pełen komplet, ale nie pokażę niczego do czasu samego promu ;)
But first, let me take a selfie