niedziela, 1 grudnia 2013

We're thankful for everything we have so... let's go Black Friday shopping

Po dziesiątkach pytań "You guys seriously don't celebrate Thanksgiving? " I moich odpowiedziach w stylu "Well, Pilgrim Fathers did not necessarily make it back to Europe" lub "We did not make friends with the Indians, did we?", w końcu dotarliśmy do trzeciego czwartku listopada. W środę wieczorem  po moim bohaterskim wpisie na bloga) wyjechalismy do Bend, 3h od domu, do brata Pynne. Jeszcze nie widziałam śniegu w Stanach, a w te święta będę prawdopodobnie śpiewała " I'm dreaming of a white Christmas", jako że w Sandy za wiele śniegu nie ma, miałam nadzieję zobaczyć choć trochę w Bend. Nic z tego. Skończyło się na nocnych przymrozkach.
W czwartek obudziła mnie Hailey z kubkiem kawy i informacją, że jest już 12. Doświadczylam więc już pierwszej z zalet Thanksgiving opisywanych wcześniej przez moich znajomych.
Poskypowalismy chwilę z Tylerem, bratem Hailey mieszkającym w Californii. Po raz kolejny poczułam się oficjalnym członkiem rodziny.
Tyler: Caroline, are you still in your pyjamas?
Me: Hey, don't judge.
Hailey: Her pyjamas are a thousand times better than this sweater you're wearing.
Swiateczny dinner jedlismy naprawdę wcześnie jak na amerykańskie standardy, bo już o 2. Melissa, ciocia Hailey, przygotowała wszystko samodzielnie,  from scratch. Poczułam się więc trochę jak na polskich przygotowaniach do świąt. Z jedzeniem przeszła samą siebie. Był to najlepszy amerykański normalny posiłek jak do tej pory. Poza tradycyjnym indykiem z gravy, stuffing, żurawiną i mashed potatoes, na stole pojawiły się brussel sprouts, sweet mashed potatoes z orzechami pecan on top, croissanty (what..?) i cudowna sałatka,  która niesamowicie przypominała sałatkę mamy mojej przyjaciółki (mamo, Sałatka Bogusi się kłania). Na deser oprócz dyniowego sernika był także apple crumble, który opracowalyśmy na szybko.



apple crumble

Family bonding kontynuowaliśmy już w grudniowym duchu, delikatnie zapominając o Thanksgiving,  oglądając "The Christmas Story". I choć film jest fantastycznym klasykiem, w świetle nadchodzącej godziny wyjścia na brutalny Black Friday (no bo jak, nie doświadczyć czegoś tak amerykańskiego?), pozwoliłam sobie na krótką drzemkę. Taką...na cały film.
Na nocne szaleństwo zakupowe wyszłyśmy nie tak w nocy, bo nieco przed 9. Ja, Hailey, Meghan, Pynne, ciocia Melissa i jej córka Maycie.  I tak Black Friday zaczął się tak naprawdę w czwartek. Pierwszy przystanek - Kohl's z 300-metrową kolejką, prawie robiącą drugą pętlę wokół ogromnego sklepu prawie wielkości Macy's. Po długim czasie rozgladania się,  w końcu wybrałyśmy rzeczy. Hailey, wydaje się, zna potrzeby exchane studenta perfekcyjnie,  bo stanęła na końcu kolejki i wysłała mnie na dalsze zakupy, oznajmiajac, że wie, że chcę jeszcze pooglądać. Po jakiejś godzinie dostałam telefon,  że wszystko załatwione i mozemy ruszać dalej. Najpierw jednak wróciłyśmy do domu odstawić Pynne, Melissę i Maycie, więc do Nike store ruszyłyśmy jako trzy siostry Po Kohl's miałam już oficjalny zakaz kupowania rzeczy dla siebie. W rodzinie to już zwyczaj, że przed świętami się dla siebie nie kupuje, a w grudniu  to już w ogóle nabiera status przykazania. Nabyłyśmy więc prezenty dla bliskich, a potem zajrzałyśmy do pozostałych sklepów w naszym zasięgu, żeby wrócić do domu ok. 3.


Zatrzymajmy się tu na chwilę i porównajmy z wyborem masła orzechowego w Polsce.

Piątek był naprawdę leniwy. Wstałyśmy, usiadłyśmy na kanapie...i chciałyśmy wracać do łóżek. Zajęłam się więc skypowaniem z przyjaciółką przez dobre 2h, a kolejne dwie spędziłam na przegrywaniu w Mario z Hailey i Maycie na Wii. O 4 rozpoczęła się Civil War, czyli football game, między dwoma głównymi drużynami Oregonu. Natychmiast przed telewizorem zgromadziła się cała rodzina, ale dzięki Bogu Pynne sama zaproponowała, żebyśmy z Hailey pojechały na zakupy. Jedyne słowo na emocje towarzyszące podczas oglądania footbalu to..intense. Szczególnie jak po powrocie do domu okazuje się, że drużyna której kibicuje"my" przegrała.
Dziś rano obudził nas telefon Meghan. Budzik nastawiony na 8:30 wydawał się zbrodnią na ludności po ostatnich dniach wstawania o południu. Po siedmiu wciśniętych "snooze" ostatecznie do pokoju weszła Pynne z wiadomością, że trzeba wstawać. O 10 siedziliśmy już w samochodzie. Szybki przystanek w Starbucksie i następne 3h spędzone w lesie. Razem z grupą jakiś 30 znajomych wyruszyliśmy na Christmas Tree hunting! Spędziliśmy godziny na logicznej grze polegającej na wymianie zdań mniej więcej jak:
- "I like this one"
- "Oh, it looks great"
Więc nie wycinajmy tego drzewka, tylko krążmy po lesie znajdując kolejne 425083640, mówiąc to samo. I choć sensu w tym nie widziałam najmniejszego, tak samo jak Pynne, miałam masę zabawy. Był to pierwszy raz, kiedy nie wybierałam choinki ze szkółki, tylko wycinaliśmy drzewko jak prawdziwy mężczyzna. Znaleźliśmy także lisa leżącego pod drzewem. Nawet z odległości 100m usłyszałam rytmiczne "What does the fox say?" wujka Hailey :)

Starbucks break

 






food, food everywhere

Nie byłam największym fanem powrotu do domu, jako, że to oznacza powrót do szkoły. Mimo tego, że to szkoła w Stanach .. szkoła to szkoła. Od Thanksgiving minęły 2 dni, a ja już jestem w świętecznym nastroju. Kupowanie prezentów, choinka, litry gorącej czekolady, rozpalony kominek, zimowe swetry i świąteczna płyta Straight No Chaser. Jestem gotowa na 25 grudnia. No, może poza trzema tygodniami szkoły w międzyczasie.



Ulubiona piosenka świąteczna mojej rodziny :) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz