środa, 19 czerwca 2013

"The biggest adventure you can take is to live the life of your dreams."

Mamy 19 czerwca. Za 2,5 miesiąca znowu będę w szkole. Dwa tygodnie temu zdawałam testy do liceum, a za 2 dni przyjdą wyniki moich testów gimnazjalnych. Moi rówieśnicy myślą o tym, że za kilka dni się gimnazjum się skończy, a po wakacjach oni rozpoczną życie w nowej szkole, w nowym miejscu. Ja przecież zrobię to samo. Jednak nasze miejsca będzie dzieliło ponad 15 tysięcy kilometrów. 4 września rozpoczynam rok szkolny w Sandy High School w Sandy, w Oregonie. 

Jestem bardzo wdzięczna moim rodzicom, że wysyłają mnie na ten wyjazd. Wiem, że nie każdy ma taką możliwość, więc bardzo to doceniam. O dziwo, w moim domu wszystko przebiega w miarę spokojnie pod względem "emocjonalnego przeżywania". Nikt nie płacze, nie zastanawia się jak to będzie. I dobrze. To ma być dla mnie przygoda, coś pozytywnego, czego nie będę żałować. Jeden z moich znajomych nie może zrozumieć, dlaczego piszę się na coś takiego. "Przecież wyjeżdżasz i tracisz rok. Będzie 12 miesięcy do tyłu." Nie tracę niczego. Zupełnie. A przynajmniej nie z mojej perspektywy. To, co zyskam jest nieporównywalne z tym, co mnie ominie.

Parę lat temu przyszła do mnie koleżanka z blogiem usadventure. Czytanie postów szybko mnie pochłonęło. Od razu pokazałam go  mamie, jako "coś fajnego". Przeglądanie kolejnych wpisów było dla mnie niezłą zabawą, o wyjeździe nawet nie myślałam. Po prostu byłam przekonana, że to się nigdy nie wydarzy. Na tym etapie nawet nie prosiłam o to rodziców.
Wiosną zeszłego roku przypomniałam sobie o całej sprawie. Sobie i rodzicom. Powiedziałam, że niesamowicie byłoby pojechać na takie coś. I w sumie ..od tego się zaczęło. W moim przypadku nie było namawiania. Wyraziłam swoją opinię o programie, resztę rodzice przedyskutowali między sobą, a ja tak naprawdę nie musiałam się trudzić. Jedyną kwestią, do której mama nie była przekonana to wyjazd na 1 a nie na 2 klasę liceum. Ale to już zostało załatwione.

 W sierpniu pojechałam z rodzicami do poznańskich biur JDJ Bachalski i Almatur. Zorientowaliśmy się co i jak, i wróciliśmy do domu z masą nowych informacji do przetrawienia. Zdecydowaliśmy się na Almatur, bo, chociaż Bachalski wydał mi się bardziej zorganizowany, Almatur zrobił wrażenie bardziej przyjaznego.

W listopadzie ponownie siedziałam w biurze, pisząc test, który jak dowiedziałam się parę miesięcy później nazywa się SLEP. Bachalski nie tylko wydał mi się bardziej zorganizowany - on JEST bardziej zorganizowany. Chyba każde biura pod tym względem przebija Almatur. Ale szczerze powiedziawszy nie robi to dużego problemu, jest to po prostu zabawne. Test, który pisałam, nie miał ani arkusza z readingiem, ani z listeningiem, więc zdziwiłam się, gdy na innych blogach test był opisywany z tymi elementami. Jak wspomniałam - perfekcyjne ogarnięcie. Całość potraktowałam jedynie jako formalność, od razu po teście dostałam procentowy wynik wraz z wiadomością, że się kwalifikuję.

Potem przyszedł czas na aplikację. Osobiście uwielbiam tego typu kwestionariusze, więc miałam z tym sporo zabawy. Część musiała zostać wypełniona przez szkołę - wszystko poszło sprawnie, ale nie obyło się bez drobnych błędów. Najgorzej było z kartą medyczną - nieskończona ilość wizyt u lekarzy.
Dodatkowo, jakby ktoś był zainteresowany - próbę tuberkulinową zastąpiłam prostym prześwietleniem klatki piersiowej.
Nie lubię długich postów. Ten jest już wystarczająco nie w moim typie, więc Hostów i moje wrażenia z nimi związane opiszę jutro :) Jest to dobry układ, gdyż dziś się ich zapytałam, czy mogę umieścić tu wysłane przez nich zdjęcia; jak na razie czekam na odpowiedź.

Z doświadczenia wiem, że blogi bardzo pomagają. Na wielu z nich brakuje mi jednak szczegółów organizacyjnych, więc postaram się takie rzeczy tutaj zawrzeć. Jeżeli będziecie mieli jakiekolwiek pytania - po prostu piszcie ;)

2 komentarze: